„ Życie i tak pisze swój własny scenariusz ”
Młoda
dziewczyna szybkim krokiem kierowała się w stronę dworca kolejowego .
Wiedziała , że robi dobrze uciekając do Włoch . Mieszkanie dalej z ojcem
pijakiem i matką prostytutką nie miało najmniejszego sensu . Nie
jechała w ciemno . Jechała do swojej cioci . Pieniądze na bilet zbierała
od najmłodszych lat . Byleby się tylko wyrwać z tej patologicznej
rodziny . W dzień swoich szesnastych urodzin siedziała w samolocie do
Trydentu i wiedziała , że jej życie się zmieni . Nie zdawała sobie
jednak sprawy jak bardzo się zmieni .
-Uprzejmie
prosimy o zapięcie pasów za chwilę będziemy lądować . - odezwał się
głos stewardesy .Na szczęście znałam dobrze angielski . Mogłam tylko
dziękować mojemu koledze z klasy , że mi pomagał się go uczyć .
Na
hali przylotów czekała na mnie ciocia Sylwia . Jak już się
wyściskałyśmy , popłakałyśmy obydwie to pojechałyśmy do bardzo dużego
domu cioci .
-Ciociu
na pewno pod dobry adres dotarłyśmy ? - zapytałam lekko zdezorientowana
, bo jeżeli dobrze pamiętam to ostatnio mieszkała w małym mieszkanku .
-Dobry , dobry . - odpowiedziała i zaczęła się śmiać z mojego zdezorientowania .
Kiedy
weszłyśmy do środka ujrzałam ogromny salon . Ciocia zaprowadziła mnie
do mojego pokoju . Co również było dla mnie szokiem bo dwu piętrowy
pokój to naprawdę może zszokować człowieka , który wcześniej spał na
starym ,dziurawym materacu na poddaszu .
-Jejku ciociu jesteś cudowna . -powiedziałam i przytuliłam ją bardzo mocno .
-Dobra Majka koniec z mówieniem do mnie ciociu . Od tej chwili masz mówić do mnie Sylwia .
-Tak jest kapitanie . - zasalutowałam, a ona opuściła moje małe królestwo .
Pokój
był naprawdę olbrzymi . Miałam własną łazienkę , wielką garderobę pełną
nowych ubrań , a przy moim nowym , wielkim łóżku leżał koszyk , a w
koszyku mały kotek . Przeczytałam list , który znajdował się na moim
nowym biurku obok mojego nowego laptopa . Tak więc czeka mnie trudne
zadanie muszę wymyślić imię dla koteczka . Wyszłam ze swojego pokoju i
trafiłam do kuchni , z której to wydobywał się najcudowniejszy zapach na
świecie .
-Sylwia czy ja dobrze widzę . To jest lazania ? - zapytałam podchodząc do kobiety .
-Tak
. To jest lazania . Postanowiłam Cię godne po włosku przywitać . -
odpowiedziała z uśmiechem na twarzy – A tak w ogóle to od kiedy chcesz
zacząć uczyć się języka ?
-Jakiego języka ? - spytałam zdezorientowana .
-No
jak to jakiego . Włoskiego . Już znalazłam Ci dobrego nauczyciela , a
raczej nauczycielkę . Możesz zacząć choćby nawet od jutra .
-Ale Sylwia ty już tyle dla mnie zrobiłaś , że ja nie mogę od Ciebie przyjąć już nic więcej .
-Nawet
nie ma mowy jutro idę do sądu aby walczyć o prawo do opieki nad tobą .
Od dzisiaj jesteś dla mnie jak córka . Dobra nie będę się tak bardzo
postarzać w końcu mam tylko dwadzieścia pięć lat . Jak siostra lepiej
pasuje . Tak więc nawet nie ma mowy , że nie będziesz znała włoskiego
mieszkając we Włoszech . A ja Cię uczyć nie zamierzam . Ja mogę tylko z
tobą rozmawiać w tym pięknym języku . A i jeszcze jedno zapisałam Cię
już do szkoły . Zaczniesz od września .
-Można wiedzieć do jakiej szkoły ? -zapytałam po tym jak Sylwia skończyła już swój monolog .
-No do takiego odpowiednika polskiego liceum . Nie możesz przecież skończyć swojej edukacji w wieku szesnastu lat .
-No dobrze . Czyli mam dwa miesiące wolnego ?
-Dokładnie . - powiedziała wyjmując z szafki talerze -A teraz siadaj i jedz .
Podczas
posiłku ustaliłyśmy jeszcze jak ma się nazywać kotek . Wahałyśmy się
między Tofikiem , a Szafirkiem ale jednak padło na Tofika . Z racji ,
że było już późno udałyśmy się spać . Dowiedziałam się również , że
Sylwia wychodzi jutro rano o ósmej do pracy . Pewnie będę jeszcze długo
spać . No ale cóż zostawiła mi klucze , pieniądze i wskazówki z
dotyczące śniadania . Z łóżka udało mi się wyjść około dwunastej był to
pierwszy dzień mojej wolności . Nie zamierzałam go zmarnować . Po
konsumpcji śniadania i półgodzinnemu zastanawianiu się co założyć na
siebie , udało mi się wyszykować aby wyjść i pozwiedzać trochę okolicę .
Może spotkam jakiegoś przystojnego Włocha i będziemy mieć piątkę dzieci
i będziemy strasznie szczęśliwi . Nie ma to jak bujna wyobraźnia .
Wyszłam z mojego nowego domu i od razu skierowałam się w stronę
przystanku autobusowego .Z racji , że mieszkałyśmy z Sylwią raczej na
obrzeżach to trzeba było dojechać . Wsiadłam do pierwszego autobusu ,
który podjechał . Jak się później okazało jechał do centrum . Wysiadłam i
ruszyłam przed siebie .Nie przejmowałam się , że mogę się zgubić jakby
co to miałam kontakt do Sylwii , a angielski znałam na tyle dobrze by
zapytać o drogę . Swój nowy adres też już znałam , więc nie miałam się
czym przejmować . Krążyłam po uliczkach Trydentu w pewnym momencie
podeszłam do fontanny i usiadłam na brzegu żeby chwilę odpocząć . Słońce
było niesamowite . Tak bardzo dopiekało .Zamknęłam na chwilę oczy i
wystawiłam twarz w jego stronę . Było naprawdę cudownie . Nareszcie
czułam się szczęśliwa . Żadnych smutków . W pewnym momencie mojej
przechadzki nawet myślałam czy moi rodzice , a może raczej pseudo
rodzice zauważyli , że mnie nie ma . Na pewno to zauważą jak dostaną
list z sądu . Sylwia jest naprawdę cudowna . Siedząc tak i wygrzewając
się usłyszałam jakiś gwar . Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać . W
stronę fontanny zaczęli się zbliżać ludzie z jakimś sprzętem
wyglądającym na kamery i tym podobne do kręcenia jakiegoś filmu .Chyba
mieli kręcić jakąś reklamę . Chciałam się przesiąść ale stwierdziłam ,
że jeżeli będę im przeszkadzać to mnie po prostu poproszą o to abym się
przesiadła . Miałam przy okazji nowe zajęcie . Bacznie przyglądałam się
poczynaniom filmowców .Tylko co oni będą kręcić . Może same widoki ? Na
odpowiedź nie musiałam długo czekać , ponieważ podjechał na „plac
filmowy”autobus , a z niego wysiedli jacyś strasznie wysocy mężczyźni
.Wszyscy byli w takich samych dresach . Pewnie siatkarze albo koszykarze
. Jednak nie oni przykuli moją uwagę , a wysiadająca ostatnia Sylwia .
Rozmawiała przez telefon . Później podeszła do paru mężczyzn i zaczęła z
nimi rozmawiać . Tak właściwie nigdy mi nie powiedziała czym się
zajmuje . Nie wiedziałam czy mogę podejść . Może to nie ona . Nie to
musiała być ona bo miała na nadgarstku lewej ręki rzemyk , z którym
nigdy się nie rozstaje .
Postanowiłam
, że nie będę jej przeszkadzać w pracy jak mnie zauważy to może sama
podejdzie . Tak też się stało . Znaczy dopiero po jakiejś pół godzinie
ale podeszła .
-Majka co ty tutaj robisz ? - zapytała.
-Postanowiłam pozwiedzać . No chyba muszę wiedzieć jak wygląda okolica , w której mieszkam ?
-No jasne . Ale skąd wiedziałaś jak tu dojechać przecież to kawałek drogi jest ?
-Wsiadłam w pierwszy autobus , który podjechał . Jak się okazało trafiłam do centrum . - uśmiechnęłam się promiennie .
-Rozumiem
. A teraz pewnie odpoczywasz? - wypytywała dalej . Nagle podszedł do
niej jakiś pewnie dwumetrowy facet i powiedział coś do niej po włosku .
Ona szybko mu odpowiedziała i dała jakąś kartkę .
-No
a tak właściwie to ja Ciebie też powinnam zapytać co ty tutaj robisz i
co to za olbrzymy ? -zwróciłam się do niej , a ona usiadła koło mnie .
-Ja tu pracuję , a to są siatkarze naszego klubu . Kiedyś zabiorę Cię na mecz . Byłaś kiedyś na meczu ? - oznajmiła .
-Niestety nie miałam okazji . -odpowiedziałam .
-No
to będziesz teraz miała okazję być na meczu najlepszej drużyny na
świecie . - powiedziała i zaczęła się śmiać -Dobra Młoda ja muszę wracać
do pracy .
-No wracaj , wracaj . A , o której kończysz ? - zapytałam jeszcze .
-Gdzieś
koło osiemnastej powinniśmy mieć wszystko z głowy . Zresztą jutro też
będziemy kręcić więc może nawet wcześniej . A co nie wiesz jak wrócić do
domu ? -zaczęła się śmiać .
-Nie martw się ja bym sobie poradziła. Ale jak na razie to poczekam może na Ciebie ?
-Jak chce Ci się czekać to proszę bardzo . - oznajmiła .
-Dobra
to ja poczekam . - uśmiechnęłam się , a ona odeszła zostawiając mnie
znowu samą . Przyzwyczajona byłam , że nikt się do mnie nie odzywa , że
ja nie mam się do kogo odezwać . Cóż takie jest życie . Chyba nie może
mnie już bardziej skrzywdzić . Wystarczająco dużo się nacierpiałam .
Kiedy
znudziło mi się opalanie zaczęłam krążyć po placu . Trafiłam na małą
kawiarenkę .Weszłam do środka i zamówiłam sobie jakieś ciach o bo
żołądek dawał o sobie znać . Kiedy spojrzałam na zegarek zbliżała się
godzina siedemnasta trzydzieści . To oznaczało , że Sylwia powinna za
niedługo kończyć swoją pracę . Udałam się do fontanny i zobaczyłam , że
już zaczęli się zwijać , a siatkarze rozdawali autografy grupce ludzi ,
która do nich podeszła .
-Dobrze
, że już jesteś . -powiedziała kiedy do niej podeszłam -Szef pozwolił
mi dzisiaj wcześniej wyjść , a jutro mam wolne to pokarzę Ci osobiście
okolicę . Pojedziemy sobie na taką małą krajoznawczą wycieczkę, a po
jutrze idę do sądu .
-A nie miałaś iść dzisiaj ? . -zapytałam lekko zdezorientowana .
-No miałam ale zadzwonili do mnie i przełożyli to spotkanie .
-Aha
. -odpowiedziałam krótko i ruszyłyśmy w stronę naszego domu . Po drodze
zaszłyśmy pod halę po Sylwia tam miała zaparkowany samochód . Kiedy
wróciłyśmy do domu zjadłyśmy kolację przy której ustaliłyśmy , że
włoskiego chciałabym zacząć uczyć się od poniedziałku . Sylwia
zadzwoniła tylko mojej nauczycielki . Jak się okazało jest to
dziewczyna o imieniu Marta . Jest z pochodzenia polką ale urodziła się
we Włoszech no i tutaj mieszka i jest tylko o dwa lata ode mnie starsza.
Podobno ma w domu bardzo podobną sytuację do mojej . Bardzo nie mogłam
się doczekać aż zaczniemy nasze lekcje . Ale to dopiero zapięć dni .
Poszłam się umyć i przygotować do snu . Kiedy wyszłam z łazienki
postanowiłam skorzystać z mojego nowego laptopa . Nie wiedziałam tak
naprawdę jak go obsłużyć żeby niczego nie zepsuć . Dlatego poszłam do
Sylwii , a ona wytłumaczyła mi wszystko , a potem poszłyśmy spać bo
miałyśmy przed sobą bardzo długi dzień .
Kiedy
rano wstałam Sylwia już krzątała się po kuchni . Weszłam do środka i
zobaczyłam jajecznicę na patelni i podśpiewującą Sylwię w fartuszku .
-Dzień dobry . - powiedziałam .
-Dobry , dobry . Jest taka piękna pogoda idealna na przejażdżkę konną po Trydencie nie uważasz ?
-Żartujesz
? - spytałam zdziwiona .Uwielbiałam jeździć konno . Jak mieszkałam w
Polsce nasi sąsiedzi mieli dwa konie , a ich córka chodziła razem ze mną
do klasy i byłam częstym gościem u nich w stajni . To właśnie oni
nauczyli mnie jeździć i dzięki nim pokochałam i zrozumiałam jak wiele
dla mnie znaczą te stworzenia .
-Nie
żartuję . Wczoraj zwiedziłaś miasto w centrum , a dzisiaj poznasz je od
obrzeży . - powiedziała stawiając przede mną talerz z jajecznicą – Więc
lepiej zjedz wszystko .
-Tak
jest kapitanie . - szybko pochłonęłam swoją porcję i poszłam się
przygotować w mojej garderobie jak się okazało Sylwia położyła już strój
na konia. Więc nie miałam się co martwić o zły ubiór . Założyłam
bryczesy , a na górę miałam przygotowaną bluzkę z napisem „I love
Trydent ” . Nie ma to jak poczucie humoru Sylwii . Kiedy byłyśmy już
gotowe do naszej przejażdżki zadzwonił telefon Sylwii . Nie rozumiałam o
czym mówi bo rozmawiała po włosku .Dała mi jeszcze tylko kluczyki do
samochodu , a sama poszła do kuchni . Zapakowałam do samochodu cały nasz
sprzęt . Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam na Sylwię . Po chwili
zjawiła się i powiedziała , że to z pracy i , że będziemy musiały
podjechać na chwilę do jej biura . Jak się okazało biuro mieściło się
przy hali . No tak przecież pracowała ze sportowcami . Szybko wybiegła z
samochodu , a po jakiś dziesięciu minutach wróciła z jakimiś papierami .
Rzuciła je na tylne siedzenie i pojechałyśmy do naszego celu , czyli do
stajni znajomego Sylwii . Kiedy dotarłyśmy przywitał nas młody Włoch .
Oczywiście po włosku dlatego Sylwia musiała mi tłumaczyć . No ale już po
krótkiej pogawędce z Alessandro bo tak miał na imię , dostałyśmy konie .
Ja dostałam wielkiego , karego wałacha miał pewnie z metr osiemdziesiąt
w kłębie , a Sylwia dostała też ogromnego , kasztana . Też wałacha.
Sylwia mi powiedziała , że Aleks miał jechać z nami ale coś mu wypadło .
Kiedy konie były już osiodłane , a my gotowe do drogi wsiadłyśmy i
powoli stępem ruszyłyśmy w przeciwną stronę tej z której przyjechałyśmy .
Podczas drogi Sylwia opowiedziała m itrochę historię Trydentu ,
nauczyła mnie podstawowych słówek po włosku i opowiedziała mi o swojej
pracy . Jak się okazało jest ona wiceprezesem najlepszego klubu
siatkarskiego na świecie . Już wiem skąd miała tyle pieniędzy . W pewnym
momencie na naszej trasie pojawiła się przeszkoda w postaci wielkiego
pnia powalonego drzewa . Zeszłyśmy z koni i sprawdziłyśmy czy nie ma nic
z drugiej strony . Miałyśmy zamiar przeskoczyć to przeszkodę . W sumie
żadnej innej drogi nie było . Nie miałyśmy wyjścia .Pierwsza skoczyła
Sylwia . Poszło jej gładko . Odjechała kawałek żebym mogła skoczyć i ja .
Robimy najazd galopem . Parzę się prosto przed siebie tak jak mnie
uczyli rodzice mojej koleżanki .Jesteśmy już tuż przed przeszkodą .
Jestem gotowa , że Karo ,tak się nazywał koń na , którym jechałam , za
chwilę się wybiję i przeskoczymy . Jednak on miał inne plany i zatrzymał
się gwałtownie przed przeszkodą . Przeleciałam przez jego szyję
.Wpadłam na pień . Czuję straszny ból , który rozchodzi się po całym
moim ciele . Dodatkowo nie czuję lewego przedramienia .Podjeżdża Sylwia
i zeskakuje ze swojego konia . Podchodzi do mnie i coś mówi . Ja jednak
nic nie rozumiem . Nie docierają do mnie jej słowa . Po chwili oczy
same mi się zamknęły .
10 lat później
Mimo
, że minęło dziesięć lat od mojego wypadku ja nadal boję się zbliżyć do
konia . Jaki to koń by nie był czy mały czy duży . Wtedy te dziesięć
lat temu zapadłam w śpiączkę . Trwałam w niej przez dziesięć dni .
Sylwia mało co nie straciła przez zemnie pracy .Teraz jestem
dwudziestosześcioletnią studentką prawa na Uniwersytecie Cambridge .
Przeprowadziłam się do Londynu po tym jak skończyłam dwadzieścia lat .
Czy żałuję ? Absolutnie . Poznałam tutaj ludzi dzięki , którym
odzyskałam nadzieję . Mimo , że nie mam niedowład w lewym przedramieniu
mogę normalnie żyć . Moja kość była tak bardzo mocno skruszona , że nie
dało się jej powrócić do poprzedniego stanu . Dlatego wstawiono mi
mnóstwo metalowych blaszek . Nie mogę wykonywać ruchu tą ręką w
praktycznie każdym kierunku . Jedyne co mogę to przód tył . Co też jest
ograniczone . Ale to i tak lepsze niż gdybym miała niemieć tej ręki bo
amputacja też była brana pod uwagę . Na szczęście Sylwia i jej chłodna
głowa nie pozwoliła na to .Operację i długą rehabilitację miałam
jeszcze we Włoszech .Międzyczasie miałam indywidualny tok nauczania .
Dlatego mogłam zdawać maturę razem z moimi rówieśnikami . A co u Sylwii ?
No cóż wyszła za jednego z siatkarzy . W sumie chyba się jej nie dziwię
.Jak ja bym pracowała z tyloma przystojniakami to pewnie bym sobie
którego zarezerwowała . Teraz jest już w dziewiątym miesiącu ciąży i
mają im się urodzić trojaczki . Jak będzie chociaż jedna dziewczynka to
ma się nazywać Maja . To tak na cześć jej cioci . Za to ja w Londynie
poznałam mojego narzeczonego . Był o dwa lata starszy i był polakiem
żeby było śmieszniej . Zakłada kancelarię prawniczą , w której ja miałam
pracować jak już skończę studia . Wszystko tak pięknie wyglądało .
Jeszcze żeby wszyscy byli bardziej szczęśliwsi za dziewięć miesięcy
mieliśmy zostać rodzicami . Paweł jeszcze o tym nie wie ale mam zamiar
mu powiedzieć dzisiaj jak tylko wróci z pracy , a jeżeli będzie tak
punktualny jak zawsze to powinien przekroczyć próg naszego mieszkania za
jakieś pięć minut . Ja przez te pięć minut próbowałam wymyślić jakiś
tekst żeby jakoś ładnie przekazać mu tą informację . Po pięciu minutach
usłyszałam klucze przekręcane w drzwiach .
-Cześć
Kochanie .- krzyknął ja nic nie odpowiedziałam . Siedziałam sobie na
kanapie w starym dresie i ze stresu nie mogłam z siebie wydobyć żadnego
dźwięku . W końcu mi się udało .
-Cześć . -przyszedł do salonu i usiadł obok mnie na kanapie całując w policzek .
-Co tam porabiałaś przez cały dzionek ? - zapytał . Miał wyśmienity humor , a jak mu go popsuję .
-Uczyłam się . -powiedziałam patrząc się przed siebie .
-Ej co ty taka markotna dzisiaj ? - zapytał .
-Ja
? Nie skądże. Skąd Ci taki pomysł przyszedł do głowy ? - spojrzałam się
na niego i zobaczyłam jego piękny uśmiech . Od razu dodało mi to
otuchy i stwierdziłam , że powiem mu prosto z mostu . Przecież mnie nie
zabije .
-No nie wiem jakoś tak pomyślałem . - wzruszył ramionami i jeszcze szerzej się uśmiechnął .
-Paweł
muszę Ci coś powiedzieć . - zaczęłam . Na mojej twarzy nie było takiego
uśmiechu jak na jego . Zresztą po moich słowach jego twarz też
spoważniała .
-Tylko proszę Cię nie mów mi , że mnie już nie kochasz . - powiedział przerażony ,a ja wybuchnęłam śmiechem .
-No
co ty głuptasie. Kocham Cię najmocniej na świecie , ale niestety za
dziewięć miesięcy będę musiała podzielić tą miłość na Ciebie i taką
jedną mała istotkę .
-O Boże Majka .Naprawdę będę ojcem ? - zapytał zszokowany -O Boże jak ja Cię kocham .
Po tych słowach pocałował mnie namiętnie .
-Też Cię kocham .- powiedziałam i położyłam ręce na swoim brzuchu .
-To co jak to uczcimy ? - zapytał .
-No nie wiem może soczkiem ? - powiedziałam i zaczęłam się śmiać .
-Oczywiście . Już podaję . - powiedział i pobiegł do kuchni -Kochanie gdzie mamy sok?
-Na górnej półce w spiżarni . - odkrzyknęłam .
-Znalazłem .
-Gratuluję .
Już
po chwili delektowaliśmy się sokiem pomarańczowym i piliśmy toasty ja
za to żeby to była dziewczynka bo zawsze o niej marzyłam , a Paweł żeby
był to chłopak . No chyba każdy facet tak ma . Już się prawie
pokłóciliśmy czy to będzie chłopiec czy dziewczynka aż udało nam się
dojść do kompromisu . Ustaliliśmy , że najlepiej będzie jak będą
bliźniaki . Chłopiec i dziewczynka . Kiedy skończył nam się sok
poszliśmy się położyć spać z racji , że ja jutro miałam bronić mojej
pracy magisterskiej , a Paweł miał podpisywać jakieś ważne umowy .
Następnego dnia rano było tak jak każdego innego dnia . Paweł zrobił
śniadanie , a ja w tym czasie przyszykowałam się odpowiednio na obronę .
Kiedy skończyliśmy nasz codzienny poranny rytuał Paweł podrzucił mnie
na uniwerek , a sam pojechał załatwiać swoje sprawy . Dzień minął
spokojnie .Udało mi się obronić moją pracę i teraz już mogłam mówić ,że
jestem prawnikiem . Nie ma co byłam z siebie dumna , a pomyśleć, że
ponad dziesięć lat temu nie marzyłam nawet o tym , że zostanę prawnikiem
, że skończę studia na tak prestiżowej uczelni . Ja marzyłam żeby udało
mi się zdać do następnej klasy. Od razu jak tylko dowiedziałam się , że
udało mi się obronić zadzwoniłam do Pawła , który obiecał mi , że
zabierze mnie wieczorem do jakiejś restauracji .
Dwa miesiące później
Jak
nie zemdleję ze stresu to będzie dobrze . Siedząc w limuzynie , która
wiozła mnie i mojego przyszłego męża do kościoła próbowałam uspokoić.
Paweł trzymał moją rękę żeby się tak nie trzęsła .
-Kochanie spokojnie. - powiedział chyba po raz setny .
-Jak mam być spokojna ? - zapytałam nerwowo stukając palcami w kolano .
-No
normalnie .Bierz przykład ze mnie . Ja jestem stu procentowo , a nawet
dwustu procentowo pewny , że mi nie uciekniesz sprzed tego ołtarza bo
mnie kochasz , a ja kocham Ciebie . - powiedział i delikatnie pocałował
mnie w usta .
-Dobra . Spróbuję się uspokoić . - powiedziałam i wzięłam parę głębokich wdechów .
W
końcu dotarliśmy pod kościół . Kiedy wysiadłam Sylwia , która była moją
świadkową poprawiła moją długą , śnieżno białą suknię orazwelon .
-Gotowa ? - zapytał Paweł podając mi swoje ramię .
-Jak jeszcze nigdy. - szepnęłam i ruszyliśmy do środka budynku .
Siedem miesięcy później
Obudziły mnie promienie wpadającego słońca przez okno .
-Dzień
dobry kochanie . - powiedział szeptem Paweł delikatnie całując mnie w
policzek . Byłam nareszcie taka szczęśliwa . Z mojej prawej strony
leżał kochający i dobry mąż , a pomiędzy nami ta mała istotka , która
wniosła w nasze życie jeszcze więcej szczęścia . Nagle mała Wiktoria
zaczęła płakać . Błyskawicznie usiadłam i wzięłam na ręce . Po chwili
zasnęła ponownie . To takie dziwne , że ta mała istotka jeszcze niedawno
mogła nie ujrzeć światła dziennego . Tylko dlatego , że moja ciąża była
zagrożona . Nie mogłam sobie tego wybaczyć , a to tylko przez to ,że za
bardzo się zestresowałam przy własnym ślubie . Dzień po weselu
wylądowałam u lekarza i wtedy się dowiedziałam , że ciąża jest zagrożona
. Do porodu nie mogłam się w ogóle stresować ,przemęczać i wykonywać
żadnych innych czynności , które mogłyby zaszkodzić Wiktorii . Kiedy
mogłam już ją wziąć na ręce łzy płynęły mi strumieniami . Co fajniejsze
Pawłowi też więc na szczęście nie byłam sama , a nazwaliśmy ją Wiktoria
bo była moim , naszym zwycięstwem . Niestety wykryto u mnie podejrzenie o
występowanie raka piersi . Jutro miałam iść na odbiór badań .Niestety
nie mogłam karmić Wiktorii piersią z tego powodu . Paweł miał jutro
otwarcie swojej kancelarii więc nie mógł mi towarzyszyć przy odbiorze
tych badań ani małą też nie mógł się zająć więc musiałam wziąć ją ze
sobą . Dzień minął nam spokojnie . Paweł pojechał podpinać wszystko na
ostatni guzik , aja zostałam z Wiką w domu . Wreszcie mogłam cokolwiek
zrobić .Padło na ugotowanie obiadu . Wiktoria spała , a gotowałam sobie
spokojnie lasagne . Nie ma co było to nasze ulubione danie . Moje i
Pawła . To je zjedliśmy kiedy zaprosił mnie pierwszy raz na obiad. Było
to kiedy ja byłam na pierwszym roku studiów , a on był już na trzecim .
Kompletnie nikogo nie znałam . Byłam można nawet powiedzieć zagubiona .
Dzięki Pawłowi odnalazłam się w towarzystwie i całej tej otoczce
związanej ze studiami . Był taką moją podporą . Jest nią do dzisiaj .
Następnego
dnia wszystko toczyło się normalnym trybem . Paweł z samego rana
pojechał do swojej kancelarii żeby sprawdzić czy wszystko jest gotowe , a
ja wstałam dużo później po nim co prawda miała parę pobudek w nocy
fundowanych przez Wikę no ale cóż jutro Paweł do niej wstaje . Do
lekarza umówiona byłam na jedenastą . Co oznaczało , że mamy jeszcze
trzy godziny do wyjścia, a że gabinet mojego lekarza i nasze mieszkanie
dzielił tylko park to mogłam przy okazji się przejść . Postanowiła
zrobić coś pożytecznego przez te trzy no dobra dwie i pół godziny .
Stanęło na posprzątaniu w szafie . Wywaliłam wszystkie ubrania na środek
pokoju i zaczęłam wielki przegląd . Posegregowałam je na początku
dzieląc na moje normalne , moje ciążowe , Pawła i Wiktorii .Pozbyłam się
niektórych moich starych ciuchów , w które i tak bym nie weszłabym po
porodzie jak i niektórych ciążowych . Jednak niektóre zostawiłam . Może
jak zdecydujemy się na drugie dziecko to się przydadzą . Kiedy szafa
była posprzątana ubrałam Wiki do wyjścia , umieściłam w nosidełku , sama
się trochę przebrałam i wyszłyśmy . Wolnym spacerkiem doszłyśmy do
przychodni idealnie na czas . Pani w recepcji trochę pozachwycała się
nad Wiktorią i po chwili pan doktor poprosił mnie do gabinetu .
-Niestety nie mam dla pani dobrych wiadomości . - powiedział kiedy już usiadłam naprzeciwko niego .
-Ale panie doktorze jak to ? - zapytałam , a łzy zaczęły mi same napływać do oczu .
-Z
badań wynika , że ma pani najgorszego raka piersi jakiego można mieć i
żeby było jeszcze gorzej choroba postępuje bardzo szybko .Teraz kiedy
pani organizm jest jeszcze osłabiony po porodzie ma ona jeszcze większe
pole do popisu . Niestety będzie musiała się pani poddać szpitalnemu
leczeniu albo pozostanie pani niecały , z tą szybkością postępowania
choroby , miesiąc życia. - powiedział ,a wtedy łzy już same mi poleciały
. Nie panowałam nad nimi .Jeszcze rano byłam tak szczęśliwa z tego , że
mam takie wspaniałe życie , a teraz się dowiaduję , że za miesiąc mogę
już go niemieć .
-Nie wierzę . - udało mi się wyszeptać .
-Przykro
mi . - powiedział doktor -Ale jeżeli zgodzi się pani na leczenie
szpitalne istnieje prawdopodobieństwo , że pani przeżyje.
-Już lepiej . - powiedziała .
-To jak decyduje się pani na leczenie ? - zapytał .
-Muszę
porozmawiać z mężem . - powiedziałam wstając z zajmowanego przeze mnie
miejsca , wzięłam do ręki nosidełko ze śpiącą Wiktorią i wyszłam . Swoje
kroki skierowałam od razu domieszkania . Kiedy znalazłam się w salonie
wyjęłam Wiktorię z nosidełka , rozebrałam ją z części ubrań i usiadłam
na kanapie trzymając ją na rękach . Paweł wrócił do domu koło
piętnastej, a my nadal siedziałyśmy w tej samej pozycji . Miałyśmy tylko
przerwę na zmianę pieluchy i karmienie .
-A wy co tak siedzicie ? - zapytał siadając koło nas i biorąc Wiktorię na ręce , a ja wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju .
-Paweł
jak nie poddam się leczeniu to za miesiąc może mnie nie być na tym
świecie . - wyrzuciłam to z siebie jednym tchem nie patrząc mu się w
twarz .
-Słucham ? - zapytał z wielkim zdziwieniem .
-Byłam
dzisiaj u lekarza i powiedział mi , że mam raka piersi ,który bardzo
szybko postępuje , i że bez leczenia nie przeżyję dłużej niż miesiąc . -
tym razem już spojrzałam na jego twarz .Wyrażała chyba wszystkie
rodzaje smutku jakie istniały na tym padole łez .
-Majka powiedz , że żartujesz .
-Chciałabym . - powiedziałam i wtedy zaczęło mi się robić ciemno przed oczyma .
Kiedy
otworzyłam oczy zobaczyłam biały sufit . Podniosłam głowę i zobaczyłam ,
że jestem w sali szpitalnej . Obok mojego łóżka siedział Paweł
trzymając na rękach Wiktorię . Był blady i miał worki pod oczyma pewnie z
niewyspania .
-Paweł . - wyszeptałam .
-Już Kochanie wzywam lekarza . - powiedział i wstał . Po chwili pojawił się ponownie z lekarzem i pielęgniarką
-Panie doktorze czy ja umrę ? - zapytałam ledwo słyszalnym szeptem.
-Niestety
. Jest pani już po operacji , która i tak wiele nie pomogła . Może co
najwyżej będzie pani żyłam dwa tygodnie dłużej . - powiedział ze
spuszczoną głową ale głos mu się trochę łamał . Paweł próbował być silny
ale widziałam jak łzy napływają do jego oczu . Doktor razem z
pielęgniarką opuścili salę , a on usiadł przy moim łóżku i położył obok
mnie Wiktorię .
-Kocham
Cię . - wyszeptałam -I chcę żebyś ułożył sobie życie na nowo . Nie chcę
żebyś tak bardzo cierpiał z mojego powodu .Najwidoczniej tak musiało
być . Nikt tego nie zmieni . Choćbym nie wiem jak bardzo walczyli z
przeznaczeniem i tak nie wygramy . Nie da się go oszukać ani
przechytrzyć . Życie i tak napisze swój własny scenariusz . -przyłożyłam
swoją głowę do malutkiej główki Wiktorii -Kocham Cię moje maleństwo . -
wyszeptałam i zamknęłam oczy . Nigdy więcej ich nie otworzyłam .
-Kocham Cię . - wyszeptał Paweł .
Po trzech dniach
Biała
trumna została wpuszczona do grobu , a w trumnie młoda kobieta .
Dookoła tłum żałobników głównie młodych ludzi .Jednak najbliżej stoi
młody mężczyzna z wózkiem . Mimo , że ma pewnie jakieś dwadzieścia parę
lat nie wygląda na tyle . Wyglądana co najmniej dziesięć więcej . Kiedy
obrzęd pochówku się kończy ludzie zaczynają się rozchodzić . Prawie
każdy podchodzi do mężczyzny i w pocieszającym geście klepie go po
plecach .Nagle dziewczynka z wózka zaczyna płakać . Bierze ją na ręce , a
mała błyskawicznie się przestaje płakać .
Dwa tygodnie później
Od
jej pogrzebu minął zaledwie tydzień . Przychodzę z Wiktorią codziennie
na cmentarz . Nadal nie mogę uwierzyć , że jej z nami już nie ma . To
jest takie niesprawiedliwe . Ona zasługiwała na cudowne życie . Na
szczęście zostawiła po sobie najcenniejszą pamiątkę . Wiktorię . To dla
niej musiałem być teraz dzielny .Mimo , że Majka chciała abym ułożył
sobie od nowa życie ja i tak wiedziałem , że mi się to nie uda . Ona
była , jest i będzie moją jedyną miłością . To dla niej chciałem jak
najlepiej wychować naszą córkę . Tuż przed śmiercią powiedziała mi , że
życie piszę i tak swój własny scenariusz . Ale jednak to my jesteśmy
reżyserami i to my możemy wprowadzać zmiany w tym scenariuszu .
Nie przeczytałam tego opowiadania wcześniej i żałuję...
OdpowiedzUsuńJest bardzo ładne, napisane z sensem. Zresztą jak zawsze. ;)
Łzy mimowolnie mi płyną z oczu, nie pamiętam kiedy ostatnio tak płakałam czytając coś...
Żartujesz ?
Usuń